Śledź nas na:
Blog - archiwum

Jestem na urlopie macierzyńskim – czy tak właśnie powinien wyglądać URLOP?

20 listopada 2019

Chciałam Ci dziś opisać dwie zupełnie różne sytuacje – takie z pozoru podobne, bo nazwa na to wskazuje. Jednak różną się one od siebie bardzo mocno – dziwi mnie więc fakt nazewnictwa niektórych rzeczy, które kompletnie mijają się z rzeczywistością. Jak zatem powinno się to wszystko nazywać? Czy drugi człon aż tak bardzo może zmienić znaczenie?

Sytuacja numer jeden!

Zarezerwowałaś właśnie wakacje w jakimś zagranicznym kurorcie. Otrzymałaś zgodę od szefa na urlop i dokładnie tego dnia wyjedziesz. Kilka godzin wcześniej spakujesz walizki i zrelaksujesz się na kanapie przed telewizorem. Odpoczniesz. Musisz się wyspać, bo podróż która Cię czeka może być męcząca. Wstajesz godzinę przed odprawą, myjesz się, ubierasz, jesz śniadanie i wychodzisz. Na miejscu już spotykasz się ze znajomymi i zaczynacie się bawić.

W samolocie jest już wesoło. Słychać tylko radosne okrzyki Twoje i Twoich przyjaciół. Na miejscu już, gdy odbierzesz klucze do pokoju, szybko zmieniasz ubranie i biegniesz na basen chwytając drinka w rękę. Odpoczywasz, relaksujesz się i napawasz słońcem, muzyką i pysznym napojem. Regenerujesz siły bo wieczorem czeka Cię impreza. Zabawa do białego rana. Wrócisz rano, gdy słońce wschodzić. Położysz się spać, by znów około 12 wyjść z pokoju i się bawić.

Zwiedzasz, śpisz, bawisz się, relaksujesz, odpoczywasz, jesz i pijesz, by za chwilę znów robić to samo. Nie gotujesz, nie sprzątasz i masz wszystko w nosie. To się nazywa prawdziwe wakacje – to jest urlop.

Teraz sytuacja numer dwa!

Nigdy nie wiesz kiedy ten urlop się zacznie, to prawie tak, jak szukanie wakacji lat minute. Jedna wielka niespodzianka. Nie uprzedzisz nikogo o swoich planach, bo sama ich nie znasz. Walizki masz co prawda spakowane już kilka tygodni wcześniej, ale pięć razy zdążysz je przepakować, bo pogoda się zmieni i to, co by pasowała w kwietniu, w czerwcu już nie koniecznie. Gdy już nadejdzie dzień wyjazdu – nie masz czasu na mycie, śniadanie, kawkę – lecisz dokładnie tak, jak stoisz. Na miejscu spotykasz obcych ludzi, śmiesznie nie jest wcale.

Gdy już masz ten pierwszy dzień urlopu, nie śpisz, nie jesz i się nie myjesz. Zaśniesz rano, gdy słońca zacznie wschodzić wykończona całonocnym karmieniem. Łóżka jakieś niewygodne, jedzenie takie sobie a do tego co kilka chwil ktoś wchodzi i Cię budzi. Bo obiad, bo temperatura, bo obchód… i miliony innych przerywaczy odpoczynku. Wakacje w szpitalu się kończą, wracasz do domu – i w tym momencie zaczynasz prawdziwy roczny urlop.

Z masą pampersów, z gotowaniem obiadków, ze sprzątaniem. Do tego wszystko Cię boli, nie śpisz i tylko zastanawiasz się, czy jesteś w tym wszystkim dobra. Czy szef, który nic Ci nie mówi, a wymaga wiele – jest zadowolony? Urlop z szefem 24 godziny na dobę, nawet w toalecie.

URLOP.

Wiem że drugi człon zmienia wiele. Macierzyński i wypoczynkowy. Ja wiem, że bycie mamą jest piękne, ale naprawdę nazywanie tego urlopem doprowadza mnie ostatnio do nerwicy. Koło urlopu wcale to nie stało, a praca na etacie zmienia się w coś, do czego chętnie byś wróciła. Wyjść z domu, do ludzi, do ludzi którzy potrafią skorzystać z WC, najeść się i śpią w nocy… w sumie tyle by mi wystarczyło.

Ja wiem, że to tylko nazewnictwo.

Jednak słowo urlop kojarzy się wielu z dniem wolnym – jednak macierzyństwo zdecydowanie takim dniem nie jest. 

Jeśli podobał Ci się wpis, zapraszam na nasz Facebook

Brak komentarzy

Odpowiedz

Nasz Instagram