Śledź nas na:
Blog - archiwum

Co zmieniły w moim życiu dzieci? Czy żałuję że wszystko tak się zmieniło?

21 listopada 2019

Mamą jestem od ośmiu lat. Gdyby policzyć też okres ciąży, to bliżej już do 9. Tak naprawdę nie pamiętam już swojego życia przed urodzeniem dzieci. Ostatnio nawet z mężem rozmawialiśmy o tym, że wcześniej chyba mieliśmy nudne życie. Bo po pracy/szkole czy innych obowiązkach nie robiliśmy nic… mogliśmy iść spać o której chcieliśmy, mogliśmy włączyć film jaki chcieliśmy i kiedy mieliśmy tylko na to ochotę. Mogliśmy robić to, na co mieliśmy ochotę. 

Teraz też możemy, jednak logistycznie jest to trochę trudniej ogarnąć. Mamy trójkę dzieci a nasi znajomi i rodzina, którzy nie mają dzieci, nie potrafią zrozumieć że auto musimy zapakować jak na wakacje wyjeżdżając na kawę. Wolimy spotkać się z kimś u nas, bo logistycznie jest to łatwiejsze do ogarnięcia. Oni pakują siebie i jadą. My musimy pomyśleć o sobie, dzieciach, psie, wózku, pampersach, jedzeniu, piciu, ciuchach na zmianę. W aucie też nie jest lekko, przypominające co pięć minut głosiki „mamooo daleko jeszcze, ile jeszcze pojedziemy” a jeszcze płacz Maciej, gdy tylko wyczuje że jadę sama, bez męża – skutecznie odstrasza mnie od wejścia do auta. Gdy mam to zrobić, milion razy zastanawiam się czy muszę.

To pierwsza rzecz którą zmieniły. 

Jakość podróżowania. Nie ma już spontanicznych wypadów, szalonych wyjść nocnych i takiej chęci by gdziekolwiek wyjechać. Uwielbiamy spotykać się ze znajomymi, ale tylko wtedy gdy oni przychodzą do nas, albo gdy jedziemy sami, bez dzieci. Ta logistyka nas przytłacza i zniechęca do wszystkiego. A niech tylko ktoś czegoś zapomni. Pampersy zostały w domu, a tam w okolicy nie ma żadnego sklepu – wojna stulecia, rozumiesz co wtedy się dzieje w małżeństwie jeśli masz dzieci. Kupiliśmy większe auto, bo w nasze stare ciężko było się spakować. Nie wiem jeszcze jak uda nam się wjechać na wakacje, skoro teraz zwykłe wyjście do babci to pełen bagażnik. Jest ciekawie!

Dalej mamy jedzenie…

Od ośmiu lat nie patrzę na to co jem. Tzn staram się, ale nie mam na to czasu. Jem w biegu, szybko… korzystam z wolnej chwili gdy dzieci śpią czy zajmują się sobą i jem bądź piję ciepłą kawę. Tego akurat nawet nie rozumie mój mąż, ale on nie został z nimi sam na sam dłużej niż trwa wizyta u lekarza czy wypad do sklepu – nie zdążył więc zgłodnieć nigdy, zostając sam z całą ekipą. Przychodząc z pracy, je obiad, myje się i dopiero wtedy zajmuje się domem i dziećmi – nie musi robić wszystkiego na raz. Nie lubię jeść, gdy mam dziecko na ręce. Maciej nie śpi prawie wcale w dzień, więc moje posiłki to jedna wielka walka z czasem. W spokoju jadam kolację – gdy oddaje dzieci ich tatusiowi a sama w ciszy i spokoju jem ten jeden posiłek w ciągu dnia. Kawę jeszcze wypiję ciepłą, bo na te 3 minuty Maciej da się odłożyć na matę. Nauczyłam się jeść szybciej odkąd mam dzieci, nawet mając czas nie zwalniam.

Nie jestem perfekcyjna tylko praktyczna. 

Nie ma już u nas w domu miejsca na perfekcjonizm. Nie biegam z mopem pół dnia, nie myję okien co miesiąc, nie czyszczę toalety co dwa dni. Nie mam na to czasu – a każdy sprzęt, który może ułatwić mi życie powoli zostaje wniesiony do naszego domu. Zaczęliśmy od zmywarki i piekarnika. Nie zmywam, a obiady wrzucam do pieca i robią się same. Dalej odkurzacz – najpierw zwykły, na kablu zamieniłam na taki „do rączki”, a teraz jeszcze doszła Grażynka, która dwa razy dziennie odkurza nam całe mieszkanie. Mało mi było, więc kupiliśmy jeszcze suszarkę. Jeszcze coś do okien i urządzenie typu thermomix i myślę że powiem pas, resztę ogarnę. Nie prasuję już ciuchów, a wcześniej nawet majtki musiały przejść przez żelazko. Odpuściłam w wielu kwestiach, których wcześniej odpuścić nie umiałam.

Dały mi radości więcej. 

Myślałam że jestem realistką, w sumie chyba nią byłam przez większość życia. Dzieci nauczyły mnie marzyć, cieszyć się i spełniać te swoje plany. Niektóre są kompletnie nierealne, a mój mąż słysząc je – łapie się za głowę. Ale to co, nie ważne. Kiedyś ich nie miałam i żyłam z dnia na dzień. Moje dzieci nauczyły mnie, że takie cele warto mieć. Warto się starać, odkładać, zbierać, kombinować by osiągnąć cel. Dzięki temu pewnie mam teraz to, co mam. Moje podejście do życia się zmieniło, bo pojawiły się dzieci. Nie żyję już dniem. Myślę o tym, co będzie jutro. Spełniam te marzenia nie tylko dla siebie, ale też dla nich.

Nie marnuję czasu.

Pamiętam te leniwe sobotnie poranki. Ten stan, gdy z łóżka wstawałam po 12, by coś zjeść i znów wrócić pod ciepłą kołderkę. To minęło, przepadło i nie wróci. Teraz chcę spać a nie mogę, gdy oni się wyprowadzą, będę mogła ale już chęci nie takie. Widzę po swoich rodzicach, sąsiadach i innych starszych osobach – im człowiek starszy, tym mniej snu potrzebuje. Od rana funkcjonujemy na najwyższych obrotach, bo śniadanie, pies, ubieranie, mycie, szykowanie. Dalej przewijanie, gotowanie, pranie, sprzątanie. Później spacer, zakupy, praca, nauka. Wieczorem kąpiele, kolacja, usypianie, sprzątanie. Nie ma chwili by usiąść. Nauczyłam się nie marnować ani chwili w ciągu dnia. Od samego rana jestem na najwyższych obrotach i dopiero po 21/22, gdy dzieci już śpią i dom jest jako tako ogarnięty, mogę usiąść i godzinę odpocząć. Przy serialu i herbacie.

Nauczyły mnie troski o innych.

Wcześniej, jak prawie każda nastolatka widziałam głównie czubek własnego nosa. Życie spowodowało, że w wieku 18 lat miałam już dziecko – miałam małego człowieka, który był uzależniony ode mnie. To w moich rękach leżał jego los. Nauczyłam się takiej wrażliwości, wiedziałam że nie każdy jest w stanie sobie sam w życiu poradzić i zdarza się tak, że potrzebuje pomocy. Niemowlaki, dzieci, osoby starsze czy ludzie chorzy. Stałam się wrażliwa na krzywdę i potrzeby innych ludzi. Regularnie wspieram akcje charytatywne i zbiórki. Moje produkty przekazuję na licytacje dla ludzi chorych. Udostępniam info na swoich profilach i sama organizuję zbiórki pieniędzy na takie cele. Odnalazłam radość w pomaganiu innych i chcę więcej, dlatego wydaję ebooka, który pomoże nastoletnim mamom stawać na nogi.

Moje ciało zmieniły. 

Bo nie tylko zachowanie można zmienić, ale też ciało. Moim zdaniem jest okropne, jest go dużo. Ma masę rozstępów i cellulitu a moje BMI wskazuje na nadwagę. W całym swoim życiu nie miałam nadwagi, a teraz się ona pojawiła i psychicznie nie umiem sobie z tym poradzić. Tym bardziej, że sił brakuje mi na ćwiczenia a czasu na zdrowe jedzenie. Nie chcę rad w stylu – czas się znajdzie, wystarczą chęci. Wierzyłam w to, przy dwójce dzieci i pracy na etacie. Przy trójce i własnej firmie już nie ma na to najmniejszych szans. Chociaż nie.. jest szansa o 23, ale wtedy padam na twarz a moje siły się równe 0!

A co u Ciebie zmieniły dzieci? 🙂

Jeśli podobał Ci się wpis, zapraszam na nasz Facebook

Brak komentarzy

Odpowiedz

Nasz Instagram